sobota, 29 stycznia 2011

Garść australijskich ciekawostek


  • Przeciętny Australijczyk w tygodniu wypija 5 kieliszków wina. I 7 piw.
  • Się dziecko w Australii rodzi co 1 minutę i 44 sekundy.
  • Indie najwięcej imigrantów dla Australii produkują.
  • Rocznie tu umiera 140.000 ludzi.
  • Muzułmanów jest tu 1.7%, a niewierzących w nic 19%.
  • Jack dawano chłopakowi na imię ostatnio najczęściej.
  • 68% australijskich facetów ma nadwagę.  
  • Przed ślubem ze sobą mieszka 70% par.
  • Rozwód zdarza się 44 razy na 100.
  • Przeciętny, statystyczny Australijczyk śpi dziennie 8 godzin i 31 minut.
  • Ian Thorpe 5 zdobył złotych medali olimpijskich.
  • Najczęściej na wakacje się jeździ na Nową Zelandię. 
  • Nagrodę Nobla wywalczyło 11 Australijczyków.

środa, 26 stycznia 2011

Dzień Australii

Dzień Australii to jest ichni taki 11 listopada - znaczy się Dzień Niepodległości. U nas to na smutno i morowo się odbywa a tutaj radośnie i wesoło. W słońcu się chodzi i piwo pije, i śpiewa hymn Australii, że jesteśmy piękni i młodzi i wolni, i na kocu się lancz spożywa, i fajerwerki ogląda, i się świętuje, że aż wolonki spadają!

Czemu w Polsce inaczej? Bo zimno a tu ciepło (najcieplejszy Australia Day od 20 lat się nam wydarzył) - walonków nosić nie trzeba tylko klapki.
Bo myśmy pod przewodem, z ziemi obcej, i szablą odbierzemy i tylko my Polacy a tutaj się cieszą, że mają słońce i czerwoną ziemię i że są młodzi i wolni - patrz hymn Australii.
Bo wosk ze świec ręce parzy, pod paznokciami ziemia z grobów, w oczach łzy prawdziwych Polaków a tutaj szklanka jest zawsze do połowy pełna - nie pusta,  bohaterów się czci podniesionym w górę kielichem i okrzykiem "ozi ozi ozi - oj oj oj", jak coś Australijskie to od razu NASZE, narodowe, nie ważne skąd (z jakiej partii) - ważne że australijskie.

Na Bondi Beach o poranku pobiliśmy rekord guinness'a w kategorii pływającego synchronicznie plastikowego klapka havajanos, potem ze znajomymi w Cockle Bay cuda cudeńka oglądaliśmy, by w reszcie fajerwerki przecudnej urody zobaczyć. W Olipmic Park jakieś kozy i kaczki i drób pokazywali i występy farmerów były, w Hyde Parku stare samochody kto chciał to zobaczył, w Domain Aborygeńscy szamani błogosławili miastu i światu, w The Rocks impreza - tak świętowano.
Inscenizaji jak to Brytyjscy kolonizatorzy flagę wbijają i biorą we władanie ziemię, co to należała do Aborygenów nieprzerwanie od tysięcy lat, a potem ludność tubylczą ogniem i mieczem cywilizują, pokolenie dzieci kradną, segregację rasową wprowadzają, etc. takiej inscenizaji w Sydney w roku pańskim 2011 nie odnotowano.

sobota, 15 stycznia 2011

Dziura ozonowa

Misto Sydney i pani Burmistrz nas rozpieszcza: kolejny koncert w The Domain za darmo. W ramach Sydney Festival 2011 tym razem zespół Los Lobos szerzej znany z Labamby grał. Myśmy w gronie przyjaciół na trawie zasiedli, grila jedli, na kocu tańczyli, miód i wino pili. Tak oto w centrum Sydney powstała dwuosobowa dziura ozonowa. 




A wszystko to się dzieje na trawie, bo Ozony to są trawnikowe ludki. Gdy się kobiecinie jakowejś czas porodu zbliża to się wybiera czem prędzej do Hyde Park i na trawie pacholę na świat wydaje. Inna jak ma ochotę sobie paznokcie pomalować to od razu do The Domain wali, na trawie siada, pazury maluje i do domu wraca - w domu nie! - na trawie tak! Jak ktoś film obejrzeć chce to też na trawie, na kocyku, pod chmurką w Olympic Park (gratis) lub przy Macquarie Point (płatne). Wesela, pogrzeby, chrzciny, obiady, śniadania, koncerty, etc. wszysttko to się odbywa na trawniku, na kocyku, z przyjaciółmi. I człowiek, co ozonem nie jest, ozonem być nie chce i nie będzie, na tej trawie zasiądzie i się w nim myśl rodzi... jakie jeszcze inne bezeceństwa się na tej trawie odbywały...

niedziela, 9 stycznia 2011

The Nicholson Museum - Exposed: Photography & the Classical Nude

Bezeceństwa różne, a głownie gołe baby i chłopy, żywe bądź w kamieniu wykute, zobaczyć można na Sydney University w muzeum The Nicholson. Wystawa Exposed: Photography & the Classical Nude przedstawia świetne fotografie nagości. Przy okazji całe muzeum się zobaczy bo tam wiele nie ma: głownie archeologiczne gadżety jak mumie ludzkie i kocie i inne nie warte nawet wspomnienia. Sam budynek uniwersytetu całkiem ładnie się w słoneczny dzień prezentuje.


sobota, 8 stycznia 2011

Wieś tańczy, wieś śpiewa! - Sydney Festival 2011

Hucznie rozpoczęliśmy Sydney Festival 2011! Na Martin Place artyści nam śpiewali, na Macquire Street w bębny walili, w Hyde Park goła baba na scenie robiąc szpagat kroczem tort na miazgę rozgniotła. Wszystko ku zadziwieniu i uciesze gawiedzi. Wieś tańczy, wieś śpiewa!
W ramach tego Festival to masa różnych koncertów, spektakli, wystaw i innych sie odbywa. Niejaki Stanko Tomasz (polski ślad) też nam tutaj w Sydney na trąbce zagra.


niedziela, 2 stycznia 2011

The First Emperor - China's Entombed Warriors

Wystawa jest w ART Gallery NSW przedstawiająca postać Pierwszego Cesarza Chin i jego terakotową armię. Wprawdzie zakopanych w jego grobie znaleźli 8000 wojowników, ale Australijczycy wyszarpali  na razie jedynie 8 figurek. Nie można mieć wszystkiego. Ale to co jest to i tak dużo. Nawet bardzo!



Na wystawę mieli my iść już dawno. Nawet 2 razy byliśmy w budynku Galerii, ale to się jakoś nie chciało złożyć. Do 3 razy sztuka i dziś 30 minut odstaliśmy na wejściu, 30 dolarów zapłaciliśmy i 90 minut zwiedzaliśmy wystawę. Technicznie to przygotowane jest bardzo ładnie. Się dostaje książeczkę z opisem wszystkiego dla dorosłych i mniejsze dwie książeczki dla dziecków. Dostaje się jeszcze ołówek, żeby po tych dziecięcych książeczkach pisać i zadania rozwiązywać. I jeszcze dają papierowe wydzieranki z żołnierzem i zbroją żołnierską - niby to dla dziecków ale ja miałem ubaw po pachy :-) Jest też sklep co to można w nim wszystko zakupić co się chce chińskiego. Zwłaszcza pocztówki idą jak woda, bo na wystawie zdjęć robić nie wolno bo zabronione.

Pierwszy Chiński Cysorz chciał zapomnieć o historii, co była przed nim i w tym celu palił co się dało: miasta, ludzi i książki. Jak go kto znerwicował to go żywcem spalił lub do ziemi żywcem zakopał. Żywcem jest to słowem kluczem - Cesarz miał hopla na punkcie nieśmiertelności. Wiecznie żywy chciał być i eliksiru nieśmiertelności szukał. Tak szukał, że w trakcie jednej wyprawy za tym eliksirem się bidaka pochorował i umarł.

By nieśmiertelność zachować Cesarz wziął 700 000 ludzi, żeby mu przez ponad 30 lat jego pałac co miał trwać na wieki budowało. Umarł Cesarz a jego Następcy zajęło 3 miesiące żeby w/w pałac do gołej ziemi spalić. Tak to historia, co to nas życia uczy przewrotna bywa.

13 lat chłopak miał jak Cesarzem został. Chiny, co to wtedy nawet nazwy nie miały zjednoczył, swoim imieniem (chin) nazwał, państw ościennych podbił masę, prawo jednolite wprowadził, język jednolity też, za morde i krótko ludność trzymał, mur chiński rozbudował, żyć wiecznie chciał ale umarł. Skojarzenia z naśladowcami są prawidłowe: jeden firer, jedna rzesza, jeden narod, sojusz socjalistycznych republik, lenin wiecznie zywy...

I jako 13 latek planował już swój grób. Zbudowali mu go. Wsadzili do środka pełnowymiarową armię, miniaturowy pałac, zoo, klejnoty, sprzęt gospodarstwa domowego i w reszcie Cesarza i zasypali wszystko ziemią. Łącznie z tysiącami artystów i rzemieślinków co to grób budowali. Cisza zapadła nad trumną na 2000 lat.



Jako największe wspomnienie po Cesarzu została armia w gotowości wiecznie żywa w liczbie 8000 zbrojnych do walki gotowych Chińczyków. Każdy z wojowników inny, każdy z bronią w ręku, każdy za cesarza gotowy swe terakotowe życie oddać. Na nas, białych Europejczyków w trakcie australijskich wakacji padł blady strach...

sobota, 1 stycznia 2011

NOWY ROK - 2011

Pod Operą my witali Nowy Rok! Się australijczycy bawić umiom! A my z nimi!


Jako rzetelny reporter nie mogę nie nadmienić iż tuż przed fajerwerkami na sydneyskim niebie pojawił się... (ps. film jakości słabej no ale w końcu błogosławieni co nie widzieli a uwierzyli)



No a potem to już tylko fajerwerki!