Turysta we wiosce witany jest po królewsku: śpiewem i tańcem, świeżym posiłkiem i oczywiście rytualnym napojem KAVA. Proszek ze zmielonych korzeni owinięty w szmatkę zalewa się zimną wodą i przy rytualnych śpiewach i modłach powstaje napój uspokajający i magiczny kava.
Tradycyjnie woda była przechowywana w bambusowych tubach. I gdy już powiesz skąd jesteś i po co przychodzisz i Szef wioski cię oficjalnie powita i poczęstuje napojem kava to już nie jesteś obcy, ale swój i możesz się czuć jak u siebie. Trzeba jedynie pamiętać, że we wiosce tylko Szef ma prawo nosić okulary i nakrycie głowy - reszta nie. Takie jest zbójeckie prawo :-) Za drobe możesz kupić oryginalne pamiątki z Fiji robione ręką tubylca. My odwiedziliśmy dwie wioski: Namuamua - wspólnie śpiewaliśmy i tańczyliśmy i jedliśmy bezglutenową tapiokę (coś jak ziemniak) i piliśmy kavę i się dowiedzieliśmy, że wioska ma nawet swoją stronę www :-) oraz Yanuya nieopodal samotnej wyspy z filmu Cast Away z Tomem Hanksem.
W dużych wioskach to i generator prądu mają, i szkołę, i przynajmniej dwa duże murowane kościoły: jeden dla metodystów a drugi dla katolików. Kanibalizm i wiara w magiczne siły na Fiji już ponoć zanikły...