Państwo Vanuatu ze stolicą w Port Vila to kilkadziesiąt wysepek leżących na południowym Pacyfiku. Mieszka tam niecałe 300 tyś ludzi, którzy żyjąc w prosty, zgodny z naturą sposób są szczęśliwi jak cholera i uśmiechają się od ucha do ucha. Od Brytyjczyków i innych niepodległość uzyskali w 1980 r. Odwiedziliśmy w trakcie naszej wycieczki stolicę oraz wyspę Aneityum Island zwaną przez turystów Mystery Island.
Tubylcy się okazują ludźmi bardzo otwartymi i radosnymi, zdjęcia możesz im robić do woli. Do tego są nadzwyczaj przedsiębiorczy i z przemysłu turystycznego w bardzo uczciwy i fajny sposób starają się wyciągnąć ile się da - mając swoją własną walutę vatu bez najmniejszego problemu biorą gotówkę w dolarach australijskich. To co jest na sprzedaż to turyście sprzedadzą, co jest do pokazania pokażą, atrakcji moc zapewnią w przyjazny, miły i kulturalny spoósb. Na każdym kroku dziękują, że przyjeżdżamy i zostawiamy u nich pieniądze, bo oni mają co jeść i są szczęśliwi, a bez naszej pomocy nie dali by rady.Na Vanuatu morderczych węży nie ma, ani pająków, ani krokodyli, ani rekinów, ani niczego innego co by cię zjadło lub usiłowało zjeść (inaczej niż w Australii). Są za to dwie pory roku w tym jedna z potężnymi i niebezpiecznymi cyklonami oraz komary, co to choroby przenoszą. Są też plantacje kokosów, które po przejściu cyklony wyglądają jak pobojowisko i hodowle krów co są zdrowe i pyszne, bo na paszę pieniędzy nie ma więc naturalną trawą się jedynie odżywiają.
We wiosce indiańskiej Wódz plemienia wita nas zabierając palemkę rzuconą w poprzek ścieżki. Ten liść oznacza, że iść dalej nie wolno i tylko Wódz może go zabrać i do wioski zaprosić. Wódz dziękuje za przybycie i okazywaną w ten spoób pomoc, opowiada bardzo ciekawie o codziennym życiu, śpiewa i tańczy dla nas wraz z całym plemieniem. A na koniec bierzemy udział w ceremoni chodzenia po rozpalonych do czerwoności kamieniach. Wódz uczy nas, że jak widzisz pająka to nie bój się bo on nie gryzie, a sieć uplecioną na patyk trzeba zebrać i już da się w ten sposób rybkę złapać i zjeść. Uczy, że gdy potężny cyklon uderza to z całą rodziną trzeba w pień ogromnego drzewa się schować i się przetrwa nawałnicę. Wyjaśnia, że te ogniska potwornie dymiące co się palą wszędzie to przeciwko komarom. Wódz tłumaczy też w jaki sposób banany przetworzyć i w gorącym klimacie bez lodówki latami w liść bananowca zawinięte i w ziemi zakopane przechowywać.
Wyspy Vanuatu to też dzikie plaże a snorkling na Vanuatu był rewelacyjnym doświadczeniem, bo woda bardzo ciepła, rafa koralowa przepiękna, ryb mrowie, żółwie są. Godzinny snorkling to koszt około $20 płaconych gotówką roześmianym tubylcom. Jak taką impreze wykupić na statku to koszt wzrasta do $100, więc zdecydowanie lepiej dać zarobić miejscowym.